V Prezentacje Form Muzyczno – Teatralnych „Dźwięki Słów”; Lublin, 13 – 17 czerwca 2018 r.
Pięć dni koncertów, recitali, monodramów, teatru w najprzeróżniejszych formach i odmianach. Wszystko w otwartej przestrzeni miasta, scenerii letniej zieleni, wszechobecnych dzieci i zwierzaków.
W symbiozie słowa i dźwięku, wespół zawładną Śródmieściem Lublina na pięć dni ku bezdennej radości wszystkich.
Nieodmiennie zastanawiam się czym tego roku zaskoczy Lubelski Salon Artystyczny, komponując program „Dźwięków Słów”. Łapię się na tym, że (tęskniąc do dobrego rasowego teatru oraz nieodkrytych jeszcze głosów) czekam na czerwcowy czas jak Gargantua na wytrawną ucztę. Każda z corocznych teatralno – muzycznych kilkudniowych eskapad do Centrum Kultury czegoś uczy, coś zostawia w darze, staje się bezcennym wspomnieniem w Czasie Złym.
Człowiek rodzi się głodny, uczy się całe życie, serce i dusze żywi Sztuką.Tylko tak możemy uczynić siebie i swoje życie lepszymi, świat wokół piękniejszym. Dobrego teatru, pięknych dźwięków, wspaniałych głosów i ciekawych ludzi nigdy dosyć; co nas czeka tego roku?
GALirò czyli buskerska Orkiestra w ciągłej podróży
Lorenzo Gianmario Galli, filigranowy turyński okularnik o ujmującym uśmiechu, ukończył z wyróżnieniem wydział Architektury i Projektowania prestiżowej Politecnico di Torino, miał być architektem. Pasja i artystyczna natura wybrały inną, dużo trudniejszą, choć bez mała ciekawszą drogę życiową.
Jak bardzo trzeba kochać swoje marzenia i być wiernym pasji, by w imię ich realizacji „wywrócić własne życie na nice”? Jemu się to udało, choć droga nie była prosta, tym bardziej łatwa.
Pierwszym etapem były trzy lata nauki w turyńskim Atelier Teatro Fisico Philip Radice* : teatr ruchu, teatr maski, mime, akrobatyka i clownada. Jego
założyciel był
uczniem mimów i teoretyków: Claude’a Caux, Leonarda Pitt, Jacquesa Lecoq*. Podkreśla swą wielką estymę oraz szacunek dla teatru Jerzego Grotowskiego – stąd zapewne wywodzi się wszechstronność i otwartość jego własnej metody kształcenia. Atelier Teatro Fisico kształcąc przyszłych mimów, artystów cyrkowych i aktorów teatru ruchu, kładzie nacisk na kreatywne i wszechstronne wykorzystanie przestrzeni.
U podstawy mając trzy kardynalne zasady Jacquesa Lecoq, tyczące się teatru maski, ruchu i mimu:
U podstawy mając trzy kardynalne zasady Jacquesa Lecoq, tyczące się teatru maski, ruchu i mimu:
„ Figlarność. Przekształcenie. Otwartość.”. W oparciu o słynne Mask Law*.
Etapem drugim były warsztaty i ćwiczenia z zakresu emisji, techniki oddechu oraz fizjologii głosu u Marco Farinella w turyńskim Mod.a.i. Instituto*. Mając taką bazę i pedagogów, Lorenzo Galli stał się wszechstronnie wykształconym aktorem i mimem.
Wtedy przyszedł czas na etap ostatni: wybór busker theatre jako drogi życiowej. Busking, mime oraz clownada to gatunki teatru ulicznego wymagające nie tylko wiedzy, plastyki i umiejętności – tu trzeba po prostu serca, „pomysłu na widzów”, otwartej i spontanicznej natury. Przechodnie to najtrudniejszy, najszczerszy i najbardziej wymagający widzowie; wybitny występ muzyczny lub uliczną etiudę zapamiętają na dłłłuuugggooo, braw nie poskąpią!
GALirò, Orchestra Man, uwielbia występy na równi ze zwiedzaniem świata: swoich przypadkowych ulicznych widzów traktuje jako artystyczne wyzwanie. W czerwcowym Lublinie jego sceną będą: Plac po Farze oraz Plac Litewski (oba słoneczne, nietypowe pod względem przestrzeni, wymagające)
Dakh Daughters czyli powrót mrocznego kabaretu literackiego
Trzy
lata po odzyskaniu przez Ukrainę niepodległości trzydziestoletni
wówczas
aktor i
reżyser
Vladislav Troitskyi
(wespół
z Vladimirem Ogloblin
oraz Vladimirem Klimienko, sygnującym swoje dramaty Klim)
powołał
w
Kijowie Centrum
Sztuki Współczesnej. Jednocześnie
tworząc tamże Dakh Theatre, pierwszy ukraiński teatr prywatny. Po dziesięciu latach (metodą ciężkiej pracy,
prób, błędów, poszukiwań własnej drogi…) Dakh
Theatre
doczekał się widzów, renomy, rozpoznawalnego
wizerunku scenicznego.*
W pewnym momencie jednak Troitskyi’emu teatr i ukraiński duch przestały wystarczać; dołączył do tego muzykę i w roku 2004 stała się DakhaBrakha.* Marko Halanevych i jego trzy niezwykle utalentowane koleżanki (aktorki/wokalistki): Iryna Kovalenko, Olena Tsybulska oraz Nina Garenetska. Sami siebie określili jako etno – chaos band, zaś nazwa stała się po części programem: „Dawać/Brać”. Czerpali z przebogatego folkloru ukraińskiego, tradycji muzycznych Indii, Afryki, Aborygenów i Arabów. Nie tylko dźwiękami, lecz przede wszystkim instrumentarium i ludźmi. Mają na koncie własny spektakl teatralny „Dreams Of The Lost Road” * oraz znaczny współudział w projekcie „Mystic Ukraine”*. tym razem głęboko zanurzonym w szekspirowskiej tradycji.
W pewnym momencie jednak Troitskyi’emu teatr i ukraiński duch przestały wystarczać; dołączył do tego muzykę i w roku 2004 stała się DakhaBrakha.* Marko Halanevych i jego trzy niezwykle utalentowane koleżanki (aktorki/wokalistki): Iryna Kovalenko, Olena Tsybulska oraz Nina Garenetska. Sami siebie określili jako etno – chaos band, zaś nazwa stała się po części programem: „Dawać/Brać”. Czerpali z przebogatego folkloru ukraińskiego, tradycji muzycznych Indii, Afryki, Aborygenów i Arabów. Nie tylko dźwiękami, lecz przede wszystkim instrumentarium i ludźmi. Mają na koncie własny spektakl teatralny „Dreams Of The Lost Road” * oraz znaczny współudział w projekcie „Mystic Ukraine”*. tym razem głęboko zanurzonym w szekspirowskiej tradycji.
Spirituus
movens wszystkich tych działań to wybitnie niespokojny i
poszukujący duch artystyczny, otwarty na teatr w każdej jego
postaci, formie i kolorycie. Między innymi z tęsknot
odkrywczych oraz zachwytu brechtowskiego w listopadzie 2012 r.
poczęło się najbardziej niezwykłe „artystyczne dziecię”
Vladislava
Troitskyi’ego oraz
aktorki Anny
Nikitiny. Zaprosili
do współpracy Ninę
Garenetską (wokalistkę,
skrzypaczkę i basistkę DakhaBrakha), koleżanki z Dakh
Theatre
(Ruslana Khazipova,
Solomiia Melnyk),
aktorki niezależne i performerki (Tetyana
Hawrylyuk, Natalia Halanevych, Natalya Zozul czyli Zo). Zanurzyli
się literacko w teksty, materie rodem spod pióra tekściarzy
i kompozytorów dark literary cabareth. Narodziły
się Dakh Daugthers.*
Dlaczego
Córki Dakha? Wszystkie siedem wyrosły z teatru, on je ukształtował,
stworzył, wyznaczył w ten lub inny sposób ich drogi życiowo-
twórcze. Rozbielone twarze, przerysowane charakteryzacje Colombiny
skrzyżowanej z femme fatale. Gotycko- dekadenckie gorsety rodem z
międzywojennego berliner cabaret (z nieodłącznymi kapeluszami,
toczkami, woalkami i demonicznymi rękawiczkami!). Dla kontrastu
ciężkie kozackie czapy, długie stepowe kożuchy i wysokie
żołnierskie buty; kostium jak każdy inny, aktorska codzienność…
Dopełnieniem są niesamowite, mocne, nośne głosy, nieco szalone
instrumentarium (Zestawcie
drumle, trombity karpackie, fujarki, cymbałki, akordeon i zabytkowe
pianino kabaretowo strojone. Otrzymacie efekt oszałamiający w
pełnym tego słowa brzmieniu!), śpiew i gra w kilkunastu językach obcych, niezwykła
wręcz plastyka ciała.
Swoistą
nobilitacją było „Roses” Ireny Stetsenko*.
Dokument
powstawał
blisko trzy lata, sfinalizowany dzięki wsparciu internautów
i portalowi CineCrowd. Efektem jest wiarygodny, interesujący
film
nie
tyle o fenomenie Cór Dakha, ile o kulturze i społeczeństwie
ukraińskim „tu i teraz A.D. 2017”. Celowo pomijam kontekst polityczny (w
wypadku Siedmiu Mrocznych Anielic naprawdę trudno od tego uciec) i
feministyczny.
„Roses”,
na które muszę poczekać do 14 czerwca, to
przede wszystkim wspaniała podróż literacka. Powrót
do „Sonetów”
Williama
w sosie z wersetów Josipa
Brodskiego i Charlesa Bukowsky’ego,
doprawiony rodzynkami wierszy prawie w Polsce nieznanego
Aleksandra Wwiedienskiego. Wszystko
razem porusza ukraińska żywiołowość i mroczny beat rodem z
Laibach
lub Cabaret
Inferno...
Dakh Daugthers doczekały
się zauważenia
przez The Weirdest
Band in the World*,
profesjonalny
blog poświęcony freak, literary oraz
dark cabareth.
Beata i Karolina czyli dwa
różne
oblicza Folku
Jest
ich dwie:
Beata Bocek i
Karolina Skrzyńska.
Pozornie różne światy
muzyczne, które łączy więcej niż by się na pierwszy rzut oka i
ucha zdawało. Cieszynianka
sama pisząca i komponująca urokliwe mini- opowieści o życiu,
ludziach i świecie dookoła; która znalazła przystań na Nowej
Zelandii. Gliwiczanka,
którą Los rzucił do Krakowa;
dźwięki i arteterapia
zawiodły do Gardzienic.
Obie wrażliwe, piękne, uzdolnione, obdarzone niezwykłymi głosami;
jedna związana z nurtem Krainy Łagodności, druga odkrywająca
folklor i czerpiąca z jego przebogatej tradycji…
Beata
Bocek urodziła się w
polskiej rodzinie w Czeskim
Cieszynie. Kiedy pytają,
jak sama siebie postrzega, czy czuje się Polką
czy
Czeszką (z racji miejsca
urodzenia), pada jasna
i wyraźna odpowiedź: „Jo
sem Ślónzoczka!”.
Otoczona
tradycją, miłością i muzyką, wcześnie wiedziała co chce w
życiu robić; gry na pianinie połączyła z nauką kompozycji i
improwizacji. Gdy miała 14 lat, zaprzyjaźniła się z matczynym
akordeonem, rok później do tego grona dołączyła gitara (szczodry
dar Ojca). W międzyczasie pisała teksty i „szkoliła pióro”.
Mawia o sobie, że od zarania
mówi, śpiewa i opowiada troiście: po polsku , czesku i „po
naszymu” (w ślonskiej godce).
Studia
z zakresu MBA w Cieszynie,
potem pedagogika specjalna w Litomyślu,
ciężka praca w walijskim
Cardiff;
zawsze jednak muzyka, obserwacja, słowa opowiadające o ludziach i
świecie dookoła. W międzyczasie do instrumentarium
Beaty Bocek dołączyły: ukulele, flet pasterski oraz mbira.*
Dzisiaj tworzy wespół z partnerem życiowym Christofferem Strandh
muzyczny duet
„(…)Rozpisany
precyzyjnie na dwa głosy, cztery ręce, pięć języków, trzy
gitary, bas, akordeon, trąbkę i szereg "przeszkadzajek".
Instrumentami artyści żonglują na scenie – acz Beacie
przyporządkowany jest akordeon (na którym grała jeszcze jej mama),
zaś Christofferowi trąbka.(...)”*
W styczniu
2016 r. zadebiutowała
płytą „ Ja
tu mieszkam”, rok później
dołączyła „O Tobje”*.
Beata Bocek
to dla mnie folk łagodny, codzienny, oswojony - choć pełen
aromatów i magii codziennych podróży i spotkań.
Karolina
Skrzyńska to całkiem inna strona muzyki folkowej, jej prasłowiańska
pierwotna esencja. Muzyka
w jej życiu była „od zawsze” - najpierw skrzypce, na równi z
rozwojem i wzmacnianiem czterooktawowego głosu.
Początkiem
był
śpiew klasyczny i rozrywkowy, potem młoda Karolina „połknęła
bakcyla” podróży i folkloru. Wrażliwość, ciekawość świata i
otwartość pociągnęły za sobą naukę i doskonalenie przeróżnych
odmian śpiewu
alikwotowego oraz
gardłowego. Przywożenie z wypraw dalszych i bliższych
instrumentarium. Chłonięcie i nasiąkanie różnorakimi tradycjami
muzycznymi.
W
międzyczasie było liceum o profilu dziennikarskim oraz udział w
musicalach na scenie Gliwickiego Teatru Muzycznego. Bakcyl
teatralny zaowocował studiami na Wydziale Wiedzy o Teatrze UJ
Powstała Grupa
Teatralna Studentów Uniwersytetu Jagiellońskiego "Bez Maski"
i autorski
spektakl oparty o wiersze
Tadeusza Nowaka, Karolina Skrzyńska
dała się poznać jako przenikliwy i obdarzony wspaniałym piórem
krytyk teatralny. Przyszły
sukcesy i nagrody na licznych festiwalach i przeglądach, wreszcie
clou czyli debiutancka
płyta „W
oddali”
(nominowana
do Folkowego
Fonografu
Źródeł
za rok 2013 na Festiwalu
Muzyki Folkowej Polskiego Radia „Nowa Tradycja”).*
Podróże,
pasja muzyczna, głód ludzi i teatru zawiódł koniec końców do
pod-lubelskich Gardzienic,
będąc
motorem powstania dwóch grup teatralnych: „Wielkiego
Jaja”
(rehabilitującej arteterapią dzieci niepełnosprawne
intelektualnie) oraz „Teatraliów”
(aktywizujących seniorów). Przy
okazji promocji swej drugiej płyty „Palcem
po wodzie”
powiedziała do mikrofonu Przemysława
Kokota
arcy-mądre słowa, kwintesencję samej siebie:
„(...)Jeśli
coś co robimy jest naszą pasją zawsze znajdzie się na to czas.
Zauważyłam już jakiś czas temu, że im bardziej coś kocham, im
więcej wkładam w to serce tym lepiej wszystko zaczyna ze sobą
współgrać. I pięknie się równoważyć. Kiedy byłam umęczona
pracą w studio, byłam dźwiękowo przebodźcowana, wspaniałą
odskocznią były zajęcia z dzieciakami czy z moją grupą teatralną
seniorów. Z kolei z drugiej strony, kiedy Wielkie Jajo (grupa
teatralna dzieci z niepełnosprawnością intelektualną) daje czadu
i muszę
skupiać się na ogarnięciu całej grupy zbawienne okazuje się
pobycie z samym sobą nad dźwiękami. W ogóle nie czuje, że muszę
na to szukać czasu, chyba dlatego, że to po prostu moje
życie(...)”*
Właśnie
„Palcem po wodzie” (muzyczno-
etniczna uczta pod czerwcowym lubelskim niebem, w sąsiedztwie
wiekowych drzew) stanie się mam nadzieję nie tylko moim
udziałem. Płyty Karoliny Skrzyńskiej to coś, o czym trudno się
pisze; stworzone są do słuchania, delektowania się. Bowiem jaki
jest sens opisywać dźwięki, które powodują, że po
pierwszych kilku minutach słuchania człowieka razi kilka audio-mentalnych
gigawoltów…?!
Teatru odsłona pierwsza czyli Monodram
Najbardziej
kocham „Dźwięki
Słów” za
to, iż co roku odkrywam kolejną nieznany mi dotychczas teatr, z
całym jego scenicznym dorobkiem. Tym razem będzie to poznańska
Scena na Piętrze;
miejsce
i scena z tradycją, klimatem, wierne Wielkopolsce i Tespisowi.
Gościli
tam, reżyserowali i wystawiali wielcy i znamienici twórcy ( Anny
– Seniuk i Dymna-, Ryszarda Hanin, Gabriela Kownacka, Grażyna
Barszczewska, Barbara Wrzesińska, Jerzy Kamas, Zbigniew Zapasiewicz,
Mieczysław Voit, Jan Świderski…).
Nad wszystkimi premierami od niejakiego czasu z chmur czuwa Roman
Wilhelmi.*
Od
prawie
26
sezonów*
prowadzone
przez żywiołowego pasjonata obdarzonego
ciepłym empatycznym głosem - Romualda
Grząślewicza.
Pasjonata
teatru, zapaleńca wszelkich działań około-teatralnych, skarbnicę
wiedzy i kopalnię anegdot. Aura szefa udziela się scenie, przyciąga
dobrych ludzi, którzy tworzą niesztampowe spektakle. Kameralne,
niszowe, często trudne, o ważnej i ważkiej tematyce. Stara
szkoła porządnego, prawdziwego, szczerego, rzetelnego i otwartego
teatru; niestety coraz bardziej niszowego. Widz
jest gościem, partnerem
do rozmowy, wymiany poglądów, sztuka służy zarówno Pięknu jak i
Krytyce (obu w równowadze i balansie jednocześnie, jak w chińskim
ideogramie). W poznańskiej Scenie
na Piętrze
kultywuje się teatr kameralny, z dużą dozą monodramu. Gatunku
królewskiego, który wiele od odtwórcy
wymaga,
jest na swój sposób bezlitosny. W
zamian oferuje aktorowi możliwość samodzielnego kreowania
rzeczywistości, zamiany sceny w cokolwiek tylko zechce i zdoła,
uniesienia
widowni jednym słowem na Betelgeuse, by pół minuty później
maleńką pauzą rozetrzeć ich na proch! Zahipnotyzowany widz
siedzi, milczy, patrzy, chłonie, płacząc i rechocząc na przemian.
Tak
było w 2008 roku, gdy Jolanta
Żółkowska wespół
z Andrzejem
Jakimcem „wzięła
na warsztat” tekst
Alice Burt
„Lifting”.
Pięćdziesięciolatka, bez szans na zmiany, miłości i iskry życia,
z nadwagą, burzą hormonów, nazbyt ciężkim bagażem życiowym.
Jednak nigdy nie jest za późno na to,
by stać się tym, kim zawsze chciało się być. Ruszyć w podróż
tam, gdzie się bywało tylko w snach i marzeniach, zobaczyć na
własne oczy. Zrobić to, do czego zawsze gnała nas dusza i
wyobraźnia. Tylko trzeba chcieć i się odważyć...
W październiku 1963 Ambroży Kleks wpadł z wizytą do teatru -i został tam już na baaardzo długooo, nawiasem mówiąc. Szalony naukowiec i podróżnik wybrał się z wizytą do Teatru Narodowego - zaprosił go nie byle kto, bowiem Kazimierz Dejmek *(radzę zwrócić uwagę na scenografię, a raczej jej autora!).
Jerzy Jan Połoński, przenosząc dwa lata temu arcy-bajkę Jana Brzechwy na scenę rzeszowskiego Teatru Maska*, zaprosił do współpracy Krzysztofa Gradowskiego oraz Andrzeja Korzyńskiego. Powstało wspaniałe, dynamiczne, kolorowe przedstawienie rodzinne; dzieciaki się bawią, a dorośli mimowolnie wracają pamięcią do słynnej filmowej trylogii. Na razie wabią zdjęcia i śliczny plakat. O reszcie opowiem Wam po 17 czerwca, gdy dusza Krytyczki wyjdzie z widowni, uradowana wróci do ciała i wszystko spisze. Brzechwa w wersji Jerzego Jana Połońskiego to czas pełen dziecięcej radości i frajdy, na nudę to tu miejsca nie ma – takie spektakle Tygrysy lubią najbardziej na świecie!
Teatru odsłona trzecia czyli Lalki w ludzkiej postaci
Mam lekki kłopot ze sztukami Maliny Prześlugi, nader sceptycznie do nich podchodzę. Poproszona i zanęcona, pracuję nad tym. O ile troszkę przekonał mnie „Pręcik”, to po lekturze tekstu „Pana Lampy” raczej mocno zmienię zdanie, osąd i kierunek.
Sympatyczny staruszek mieszkający wespół z Panią Piesą w posiadłości zwanej Domczysko. Pewnego dnia jego głowa zaczyna świecić własnym światłem, mocnym i ciepłym. Owa Ludzka Lampa ściąga do Domczyska przeróżne byty, stwory i osoby, które łakną wsparcia, akceptacji, przyjaźni, dobrego słowa i ciepłej dłoni; czasem także leku na smutek i depresję. W Domczysku uczą się żyć bez złości, agresji, przemocy, krzyku. Współistnienia z innymi i odmiennymi od nich, w świetle i mroku. Życie dla innych (oraz z innymi) jest dobre, bowiem czegoś nas uczy o nas samych. Zaś samotność i strach to najgorsze, co może nas spotkać (niezależnie od tego kim lub czym jesteśmy). Wreszcie tego, że Śmierć to następny etap po Życiu. Wspaniałą teatralną perełkę na scenie Olsztyńskiego Teatru Lalek wyreżyserowała w lutym tego roku *Helena Radzikowska. Dlaczego Lalki w Ludzkiej Postaci? Bowiem ten spektakl jest tak plastycznie doskonały, przy tym niecodziennie reżysersko poprowadzony, iż nie zamierzam Wam odbierać przyjemności opisując to, co sami chcielibyście z pewnością przeżyć…
Plakat 5 Prezentacji Form Muzyczno - Teatralnych "Dźwięki Słów" autorstwa Leszka Mądzika, udostępniony dzięki uprzejmości Lubelskiego Salonu Artystycznego
zdjęcie GALirò udostępnione dzięki uprzejmości Lubelskiego Salonu Artystycznego
zdjęcie DAKH DAUGTHERS promujące projekt "ROSES" autorstwa Tetyany Vasylenko,
zdjęcie Beaty Bocek udostępnione dzięki uprzejmości Lubelskiego Salonu Artystycznego
zdjęcie Karoliny Skrzyńskiej autorstwa Dunvael Photography
Plakat oraz zdjęcie sceny zbiorowej "Akademii Pana Kleksa" - autorstwa Katarzyny Chmura - Cegiełkowskiej- udostępnione dzięki uprzejmości pani Klaudii Mazur oraz Działu Promocji Teatru Maska w Rzeszowie
Plakat "Pana Lampy" autorstwa Sebastiana Baumana oraz zdjęcie autorstwa Jarosława Poliwko udostępnione dzięki uprzejmości pani Marty Małgorzaty Kwapisz, kierownika literackiego Olsztyńskiego Teatru Lalek
*http://www.teatrofisico.com/physical-theatre/
*http://www.istitutomodai.it/istituto.php\
* http://dax.com.ua/en/plays_en/sny
*http://dax.com.ua/en/myst_e
*http://www.strefapiosenki.pl/plyty/item/1241-o-tobje-beata-bocek,
*https://www.karolinaskrzynska.pl/bio, http://serwer1481110.home.pl/wordpress/kskrzynska/,
*https://www.karolinaskrzynska.pl/bio, http://serwer1481110.home.pl/wordpress/kskrzynska/,
*http://wyspa.fm/wywiady/131016/karolina-skrzynska-jesli-cos-co-robimy-jest-nasza-pasja-zawsze-znajdzie-sie-na-to-czas,
o samej płycie polecam poczytać tutaj: http://wyspa.fm/albumy/129691/palcem-po-wodzie,
*http://www.scenanapietrze.pl/StaraStrona/gwiazdy-sceny
*w sumie Scena liczy sobie – plus minus- coś koło … 40 sezonów działalności! Uwierzcie mi, określenie wieku Sceny na Piętrze prostą arytmetyką bynajmniej nie jest...
*http://www.e-teatr.pl/pl/realizacje/11318,szczegoly.html; łącznie owych wizyt Ambrożego Kleksa i szpaka Mateusza na scenach wszelkich było 21
*http://www.encyklopediateatru.pl/przedstawienie/64238/akademia-pana-kleksa,
*http://teatrlalek.olsztyn.pl/spektakl/pan-lampa/70, http://www.encyklopediateatru.pl/artykuly/255378/olsztyn-premiera-sztuki-pan-lampa-w-sobote,
*http://teatrlalek.olsztyn.pl/spektakl/pan-lampa/70, http://www.encyklopediateatru.pl/artykuly/255378/olsztyn-premiera-sztuki-pan-lampa-w-sobote,