Posty

Wyświetlanie postów z października 11, 2015

Reddy. Po prostu, i wszystko jasne...

Redosz. Andrzej Redosz, czyli aktorski portret nie całkiem w zarysach okiem „młodej krytyczki o jakimś tam stażu...” Zasadniczo w momencie, w którym debiutował na deskach lubelskiego „Osterwy” - jako pierwszy student w „Niespokojnej starości” Rachmanowa, jeszcze jako adept * , miałam dokładnie dziewięć lat i miesiąc. Siłą rzeczy nie pamiętam tego, jedyna pomoc to karty pomarańczowego opasłego tomu mieszczącego dzieje lubelskiego Teatru, tego przy obecnej ul. Narutowicza (w czasach początku, czyli w 1886, zwanej Namiestnikowską). Potem były dwa teksty, które wrócą do Niego dużo później; te pamiętam już świetnie (moim też udziałem były te emocje: „Hamlet” i gombrowiczowska „Operetka” - ale o tem potem...). Trzeba przyznać, iż od początku miał szczęście do reżyserów: Irena Babel, Józef Gruda, Włodzimierz Fełenczak, Ryszard Zarewicz, Barbara Fijewska, Ignacy Gogolewski, Andrzej Konic, Wowo Bielicki. Mawia się, że mądry i doświadczony reżyser umie „wyczuć aktora”, otworzyć go na tekst i