Jak to jest nie mieć Anioła Stróża i być arcy-pechową ?
Czyli o pisaniu o sprawach i pojęciach najważniejszych dla dzieci od lat 3 do 193. Z polotem, dowcipem, wyobraźnią, rytmem, nade wszystko przepiękną polszczyzną.
Ogólnie mówiąc: za co lubelska krytyczka kocha świat pojęć, uczuć i emocji Marty Guśniowskiej i dlaczegóż to w dzisiejszym świecie teatralnym „Wartość Dodana”?
Tak
się zdarzyło, iż grudzień ubiegłego roku na lubelskich scenach
zaczął się i skończył dwoma spektaklami „dla Dzieci od lat 3
do 193”. Jednako ważnymi, istotnymi i cennymi, będącymi
wspaniałą bazą dla dyskusji międzypokoleniowych. Będącymi
krańcowo odmiennymi w języku, fakturze i materii; choć w sumie
tematycznie podobnymi. Oba teksty popełniły młode autorki, związane zawodowo ze znaczącymi
polskimi scenami lalkarskimi: Marta
Guśniowska i Malina Prześluga.
Za tekstami tej pierwszej przepadam od stycznia 2015r., wobec języka
sztuk tej drugiej jeszcze jestem krytyczna.
Bohaterką
tego eseju zostanie Marta Guśniowska i
jej bajkowy, choć w sumie jednak niezwykle poważny życiowy
świat.
Gdzieś
kiedyś była sobie Żyrafcia: pogodna, sympatyczna, uczynna,
uśmiechnięta, głodna i ciekawa świata i ludzi. Niestety także
niesamowicie pechowa, wprost nie do wyobrażenia; zwierzęta uciekały
od niej gdzie pieprz rośnie, chowały się, Zyrafisię omijały jak
najszerszym łukiem! Samotna i smutna, wędrowała ze Stołeczkiem
pod pachą (miała też bierki, coby jej się nie nudziło, no ale ten
koszmarny Kieszonkowiec grasuje!), licząc na Cud (albo coś w tym
stylu!), byleby się Przyjaciel nazywał i ją choć troszkę
polubił (nawet nie musi umieć grać w bierki, tylko niech po
prostu będzie!)
Gdzieś tam żył był sobie Aniołek. Miał odpinane Skrzydełka (coby mu było wygodnie), mieszkał sobie na chmurce (małej, ciasnej, ale własnej: z sofką, fotelem, telewizorem). Oglądał poglądowo różne filmy (na przykład taki „Charlie’s Angels” - no bo gdzieś kiedyś skądś trzeba wiedzę czerpać?), czasem nawet jakiś dobry uczynek spełnił…
Razu pewnego Ktoś cisnął w jego Chmurkę jabłkiem, dziura się zrobiła, Aniołek „zaliczył” nieplanowe lądowanie na Ziemi, konkretnie pośrodku afrykańskiej sawanny. Na Dodatek Zupełnie Bez Skrzydeł: no bo zostały na Górze, no bo jak tu teraz wrócić, oj nie spodoba się to Wszechmocnemu!
Tu się akurat nie pomylił, Wszechwiedzący w asyście Aniołka zesłał rozleniwionego rozrabiakę na Ziemię i zakazał mu wracać bez tego, co dla Anioła najcenniejsze i najważniejsze: Sensu Życia i Istnienia!
No kogóż od razu spotkał? Pechusię Żyrafcię, wszędobylskiego zasadniczo zakompleksionego Kameleona, marudnego Nietoperza, samotnego Węża z dziejowo zaszarganą reputacją. Całą tą bandę (która straciła chęć życia, sens, optymizm, zagubiła gdzieś zwyczajną codzienną radość) równoważy zaraźliwie optymistyczny Słoń z Trąbą Do Góry: cóż oni by wszyscy bez niego poczęli? Raczej na pewno siedli by, zaczęli biadolić, marudzić (tak naprawdę to prawo do tego miał tylko Żyrafa, jej naprawdę „w życiu od zawsze było pod górkę i ostro stromo!”).
Miast tego ruszyli w podróż. Nie tylko po świecie, ale naprzeciw własnym lękom, kompleksom, pechom, wmawianym uprzedzeniom. Odkrywali nowe kraje, lądy – tak naprawdę jednak samych siebie, oswajali się nawzajem, zaprzyjaźniali… Miast kilku odmiennych lądów, stawali się powolusieńku jedną wspólną krainą o nazwie „Przyjaciele”.
Niby banalne, proste, oczywiste? Tylko dlaczego otacza nas tylu samotnych ludzi, niezdolnych do rozmowy, pomocy, wyciągnięcia dłoni? Jak często oceniamy „książki po okładce”, ufamy bardziej klasie i pozycji niż własnej intuicji? Widzimy i odbieramy innych na podstawie „wszechobecnego niebieskiego F”, plotek, pomówień, cudzych ocen i kategorii? Ilu z nas chce jeszcze zupełnie zwyczajnie, bezinteresownie odezwać się do kogoś na przystanku, w parku, autobusie, podczas zakupów w ulubionej ciuchowni, powiedzieć coś zwyczajnie miłego i optymistycznego Innemu Nieznanemu Człowiekowi? Wyruszyć słowem i wyciągniętą dłonią w podróż ku odkryciu Kogoś Drugiego, kto zwyczajnie jest smutny, samotny, zakompleksiony, niewarty? Coś mi się widzi, że tracimy Sens Życia i Istnienia mocniej, szybciej i dosadniej niż rozleniwiony Aniołek – może nas też Ktoś powinien zrzucić z Chmurki Lenistwa, Wygody i Konformizmu? Żebyśmy wreszcie znaleźli sami siebie nawzajem…!
„Brak Sensu, Aniołek, Żyrafa i Stołek” Marty Guśniowskiej jest bajką dla dzieci tylko z pozoru, tak „na pierwsze wrażenie”. Bowiem owa młoda dramaturżka ma niezwykła łatwość do tworzenia apokryfów, z jej sztukami i książkami jest wypisz wymaluj jak z opowieściami Williama Steiga, Roalda Dahla lub mojego ukochanego księdza Mieczysława Malińskiego. Dziecko się zachwyci, rozbawi, zaintryguje; Dorosły obudzi swojego Wewnętrznego Rozrabiakę i nakarmi go zupełnie inną strawą duchową.
Marta Guśniowska opowiada o sprawach, uczuciach i pojęciach podstawowo poważnych pięknym językiem, pełnym kolorów, emocji, empatii i wyobraźni, nie epatując przemocą, wulgaryzmami, agresją. Mówi o rzeczach ważnych, zachowując przy tym granicę, której Mały Młody Człowiek nie powinien przekraczać zbyt wcześnie i nazbyt brutalnie, jeśli go do tego Życie nie zmusi. Prowokuje do mądrej rozmowy, dialogu, nauki poprzez zabawę, klarowania dzieciom świata dookoła. Często zbyt dla nich skomplikowanego i pogmatwanego, głównie przez wszechobecną sieć, bombardujące multimedia, szalony pęd, brak czasu, nadmiar emocji.
Gdzieś tam żył był sobie Aniołek. Miał odpinane Skrzydełka (coby mu było wygodnie), mieszkał sobie na chmurce (małej, ciasnej, ale własnej: z sofką, fotelem, telewizorem). Oglądał poglądowo różne filmy (na przykład taki „Charlie’s Angels” - no bo gdzieś kiedyś skądś trzeba wiedzę czerpać?), czasem nawet jakiś dobry uczynek spełnił…
Razu pewnego Ktoś cisnął w jego Chmurkę jabłkiem, dziura się zrobiła, Aniołek „zaliczył” nieplanowe lądowanie na Ziemi, konkretnie pośrodku afrykańskiej sawanny. Na Dodatek Zupełnie Bez Skrzydeł: no bo zostały na Górze, no bo jak tu teraz wrócić, oj nie spodoba się to Wszechmocnemu!
Tu się akurat nie pomylił, Wszechwiedzący w asyście Aniołka zesłał rozleniwionego rozrabiakę na Ziemię i zakazał mu wracać bez tego, co dla Anioła najcenniejsze i najważniejsze: Sensu Życia i Istnienia!
No kogóż od razu spotkał? Pechusię Żyrafcię, wszędobylskiego zasadniczo zakompleksionego Kameleona, marudnego Nietoperza, samotnego Węża z dziejowo zaszarganą reputacją. Całą tą bandę (która straciła chęć życia, sens, optymizm, zagubiła gdzieś zwyczajną codzienną radość) równoważy zaraźliwie optymistyczny Słoń z Trąbą Do Góry: cóż oni by wszyscy bez niego poczęli? Raczej na pewno siedli by, zaczęli biadolić, marudzić (tak naprawdę to prawo do tego miał tylko Żyrafa, jej naprawdę „w życiu od zawsze było pod górkę i ostro stromo!”).
Miast tego ruszyli w podróż. Nie tylko po świecie, ale naprzeciw własnym lękom, kompleksom, pechom, wmawianym uprzedzeniom. Odkrywali nowe kraje, lądy – tak naprawdę jednak samych siebie, oswajali się nawzajem, zaprzyjaźniali… Miast kilku odmiennych lądów, stawali się powolusieńku jedną wspólną krainą o nazwie „Przyjaciele”.
Niby banalne, proste, oczywiste? Tylko dlaczego otacza nas tylu samotnych ludzi, niezdolnych do rozmowy, pomocy, wyciągnięcia dłoni? Jak często oceniamy „książki po okładce”, ufamy bardziej klasie i pozycji niż własnej intuicji? Widzimy i odbieramy innych na podstawie „wszechobecnego niebieskiego F”, plotek, pomówień, cudzych ocen i kategorii? Ilu z nas chce jeszcze zupełnie zwyczajnie, bezinteresownie odezwać się do kogoś na przystanku, w parku, autobusie, podczas zakupów w ulubionej ciuchowni, powiedzieć coś zwyczajnie miłego i optymistycznego Innemu Nieznanemu Człowiekowi? Wyruszyć słowem i wyciągniętą dłonią w podróż ku odkryciu Kogoś Drugiego, kto zwyczajnie jest smutny, samotny, zakompleksiony, niewarty? Coś mi się widzi, że tracimy Sens Życia i Istnienia mocniej, szybciej i dosadniej niż rozleniwiony Aniołek – może nas też Ktoś powinien zrzucić z Chmurki Lenistwa, Wygody i Konformizmu? Żebyśmy wreszcie znaleźli sami siebie nawzajem…!
„Brak Sensu, Aniołek, Żyrafa i Stołek” Marty Guśniowskiej jest bajką dla dzieci tylko z pozoru, tak „na pierwsze wrażenie”. Bowiem owa młoda dramaturżka ma niezwykła łatwość do tworzenia apokryfów, z jej sztukami i książkami jest wypisz wymaluj jak z opowieściami Williama Steiga, Roalda Dahla lub mojego ukochanego księdza Mieczysława Malińskiego. Dziecko się zachwyci, rozbawi, zaintryguje; Dorosły obudzi swojego Wewnętrznego Rozrabiakę i nakarmi go zupełnie inną strawą duchową.
Marta Guśniowska opowiada o sprawach, uczuciach i pojęciach podstawowo poważnych pięknym językiem, pełnym kolorów, emocji, empatii i wyobraźni, nie epatując przemocą, wulgaryzmami, agresją. Mówi o rzeczach ważnych, zachowując przy tym granicę, której Mały Młody Człowiek nie powinien przekraczać zbyt wcześnie i nazbyt brutalnie, jeśli go do tego Życie nie zmusi. Prowokuje do mądrej rozmowy, dialogu, nauki poprzez zabawę, klarowania dzieciom świata dookoła. Często zbyt dla nich skomplikowanego i pogmatwanego, głównie przez wszechobecną sieć, bombardujące multimedia, szalony pęd, brak czasu, nadmiar emocji.
Dzisiaj
takie podejście to już naprawdę rzadkość, zwłaszcza, że Jej
teksty są na swój sposób zwodnicze.
By „zaczęły
mówić pełnym Głosem, Sensem i Kontekstem”, muszą trafić na
świetnego reżysera. Daniel Adamczyk, szef
lubelskiej Czytelni Dramatu,
takim z
pewnością jest. Udowodnił to już świetną adaptacją „Onego”,
potwierdził 34 miesiące
później (28 grudnia 2017 r.) wspaniałym, i zabawnym „Brakiem Sensu, Aniołkiem, Żyrafą i Stołkiem”.
Stworzył spektakl ciepły, mądry, pogodny, dynamiczny, niezwykły i niecodzienny. Dorośli, młodzież i wszelkiej płci i wieku dzieciaki bawią się tu jednako wspaniale, co i rusz wybuchając śmiechem, podróżując razem z tą niesamowitą ferajną przez kraje, sytuacje, emocje i okoliczności. Grama zadęcia pedagogicznego, moralizowania, wszechobecnego unowocześniania - jest za to mnóstwo autentycznej i szczerej frajdy i radości, współuczestniczenie widza, nauka poprzez zabawę. I niech Wam się nie wydaje, że osiągnąć taki efekt jest łatwo i prosto, bynajmniej! Daniel Adamczyk wespół ze swoją ekipą i aktorami włożyli w stworzenie tego przedstawienie serca, dusze, wyobraźnię, pomysł i empatię: to naprawdę widać, słychać, empatycznie czuć na scenie i widowni. Każda z sześciu (właściwie ośmiu!) postaci jest inna, charakterna, wyrazista, barwniejsza niż hippisowska tęcza.
Najtrudniej ma jednak Ewelina Kamińska, bowiem jak tęcza zmienia się w … trzy zupełnie inne Osobliwości. Aniołka Asystenta Wszechmocnego: obowiązkowa, akuratna, dokładna, niebiańsko perfekcyjna. Zestresowanego, marudnego, przemęczonego Nietoperza: śmiga po scenie, jest w dziesięciu miejscach naraz, łatwiej ją wtedy usłyszeć niż na czas zlokalizować! No i biednego Węża, który nie dość, że ma dziejowo i rodzinnie autorytet i metrykę zaszargane, to jeszcze mu Kieszonkowiec w paradę wpada; jakaż jest wtedy gibka, płynna, plastyczna, piękna z tymi jabłkami…
Nasz lubelski Łaniołek Bez Sensu w Życiu to osobistość jedyna w swoim rodzaju. Bowiem gdy Dariusz Jeż bierze się za jakąkolwiek postać sceniczną i ją tworzy, to się potem o tym nie pisze, tylko samemu owo danie teatralne smakuje! Aniołek jeden jedyny taki w Kosmosie, iście Guśniowsko – Archetypowy, sami przyjedźcie i podziwiajcie! Nic dodać, nic ująć, rozbawiać się i zachwycać!
Stworzył spektakl ciepły, mądry, pogodny, dynamiczny, niezwykły i niecodzienny. Dorośli, młodzież i wszelkiej płci i wieku dzieciaki bawią się tu jednako wspaniale, co i rusz wybuchając śmiechem, podróżując razem z tą niesamowitą ferajną przez kraje, sytuacje, emocje i okoliczności. Grama zadęcia pedagogicznego, moralizowania, wszechobecnego unowocześniania - jest za to mnóstwo autentycznej i szczerej frajdy i radości, współuczestniczenie widza, nauka poprzez zabawę. I niech Wam się nie wydaje, że osiągnąć taki efekt jest łatwo i prosto, bynajmniej! Daniel Adamczyk wespół ze swoją ekipą i aktorami włożyli w stworzenie tego przedstawienie serca, dusze, wyobraźnię, pomysł i empatię: to naprawdę widać, słychać, empatycznie czuć na scenie i widowni. Każda z sześciu (właściwie ośmiu!) postaci jest inna, charakterna, wyrazista, barwniejsza niż hippisowska tęcza.
Najtrudniej ma jednak Ewelina Kamińska, bowiem jak tęcza zmienia się w … trzy zupełnie inne Osobliwości. Aniołka Asystenta Wszechmocnego: obowiązkowa, akuratna, dokładna, niebiańsko perfekcyjna. Zestresowanego, marudnego, przemęczonego Nietoperza: śmiga po scenie, jest w dziesięciu miejscach naraz, łatwiej ją wtedy usłyszeć niż na czas zlokalizować! No i biednego Węża, który nie dość, że ma dziejowo i rodzinnie autorytet i metrykę zaszargane, to jeszcze mu Kieszonkowiec w paradę wpada; jakaż jest wtedy gibka, płynna, plastyczna, piękna z tymi jabłkami…
Nasz lubelski Łaniołek Bez Sensu w Życiu to osobistość jedyna w swoim rodzaju. Bowiem gdy Dariusz Jeż bierze się za jakąkolwiek postać sceniczną i ją tworzy, to się potem o tym nie pisze, tylko samemu owo danie teatralne smakuje! Aniołek jeden jedyny taki w Kosmosie, iście Guśniowsko – Archetypowy, sami przyjedźcie i podziwiajcie! Nic dodać, nic ująć, rozbawiać się i zachwycać!
Kameleon
wyczarowany przez Jana
Tuźnika:
zamknięty w sobie, zakompleksiony, ostrożny, jednocześnie ruchliwy
i czasem aż za bardzo żywiołowy komentator życia i świata
dookoła. Kochany Kameleonku , czy tobie przypadkiem nie doskwiera
zwyczajny brak Przyjaciela, bratniej duszy do pogadania i wyżalenia
się (a czasem po prostu przemarudzenia i pogłaskania Cię po
grzebieniu, tak na odwagę)?
Annę
Dudziak – Klempka
uwielbiam za bycie
wspaniale plastycznym Bytem Scenicznym, co
Daniel
Adamczyk w pełni wykorzystał. Słoń z Trąbą do Góry jest
pogodny, sympatyczny, zabawny, zaraźliwie optymistyczny. Taka
empatyczna dusza, która innych wyprowadzi z wykrotu, wskaże
światło, dobre słowo powie, trąbę poda. Za włożenie w tą
postać całej siebie łącznie z bólem barku i mięśni ode mnie
najgłębsze ukłony – Pani Anno, chapeau bas!
Jest
Marcin Mrowca jako Wszechmocny Wszechwiedzący, z jego charakterystycznym głosem, bałałajką, ukulele, inszym
niecodziennym instrumentarium...
No
i Clou: Pechusia Przesympatyczna! Jej ludzka Postać zwie się
Justyna Kazek. Drobniutka, filigranowa wręcz, przez Błękitny
Absolut niesłychanie obdarzona talentami wszelkimi Istota. Na
Żyrafcię przeniosła swoją wrażliwość, ciekawość ludzi i
świata z niepozornym błyskiem w wielkich oczach, nieśmiały
zaciekawiony uśmiech, zamiłowanie do obserwacji. Do tego całe
pokłady empatii: to właśnie jest w nich obu najcenniejsze,
najważniejsze i najpiękniejsze!
Plakat projektu i wykonany przez Agatę Witkoską.
Zdjęcia wykorzystane są autorstwa Macieja Rukasza,
za udostępnienie dziękuję Teatrowi Czytelnia Dramatu oraz Centrum Kultury w Lublinie.
BRAK SENSU, ANIOŁEK, ŻYRAFA I STOŁEK Marty Guśniowskiej, reż. Daniel Adamczyk, scen. Daniel Adamczyk i Celestyna Kostrubiec, wykonanie scenografii Piotr Wodzyński, oprawa muzyczna Marcin Mrowca, światło Krzysztof "Brzydal" Cybula, produkcja Anna Stępień, Celestyna Kostrubiec; obsada: Anna Dudziak-Klempka, Ewelina Kamińska, Justyna Kazek, Dariusz Jeż, Marcin Mrowca, Jan Tuźnik; Teatr Czytelnia Dramatu, premiera 28 grudnia 2017 r.