Człowiek brnie przez życie i codzienność dzięki nadziei na Cud, na Nieoczekiwane...
Ona, On, okoliczności...
Ona
czyli stateczna emerytowana Pani Farmaceutka z małego holenderskiego
miasteczka, gdzieś przy granicy z Belgią. Żona Berendta (również
farmaceuty), matka dorosłej jedynaczki („robiącej karierę na
kierowniczym stanowisku w dużym prestiżowym hotelu na Wyspach
Normandzkich...”), niegdysiejsza właścicielka rodzinnej
apteki („sprzedaliśmy w dobrym czasie i za dobrą cenę, teraz
w pełni cieszymy się urokami życia emerytów...”).
On
– znany komik zmęczony popularnością i przeżywający kryzys
twórczy. Gadatliwy, żywiołowy, ekspresyjny ekscentryk, istny
wulkan energii, przy tym realista „do szczętu i kości”. Uciekł
do tego maleńkiego uroczego kurortu, by w ciszy i spokoju
przygotować numery do nowego programu, dopracować szczegóły.
Spacery po otaczających miasteczko górach, podziwianie jeleni na
polanach („ Proszę Pana, to akurat były sarny – Pan chyba
wyłapał różnicę...?!”), fotografowanie leniwych krów na
łąkach i pastwiskach mają nastroić go, odświeżyć wyobraźnię.
Pośrodku
szlaku, ocieniona starym lasem, pomiędzy dwoma miasteczkami, na
środku wybitnie urokliwej polany – ławeczka. Prosta, zwyczajna,
górska, dla piechurów zmęczonych wędrówką, trasą, dniem zbyt
meczącym, spacerem... Pewnego dnia On, dowlekłszy się na polanę z
nieodłącznym aparatem i notesikiem, zastał na „swojej ulubionej”
ławeczce niespodziewajkę, i to nie byle jaką. Przycupniętą w
rogu, wygodnie ułożoną, kontemplującą krajobraz, przydybaną na
bezkarnej chwili szczęścia, dziecięcej radości i wewnętrznej
wolności – Ją, Panią Berendtową.
Gry/Maski
Pierwsze
spotkanie było przypadkiem, drugie uciążliwą koniecznością
wynikła z sytuacji. Każde następne jednak staje się wędrówką
ku Drugiemu, Innemu; po słowa, serdeczność, empatię, więź,
wsparcie, zrozumienie Jednak, aby było to możliwe, musieli by
najpierw sobie uzmysłowić, co i dlaczego ich oboje mota, krępuje,
hamuje. Bowiem tutaj, na tej holenderskiej górskiej polanie obie
strony prowadzą wielce ryzykowną grę (w której wszyscy są
wygrani albo przegrani; remisu i negocjacji bynajmniej się nie
przewiduje!), noszą uwierające ich maski (których za cenę źle
pojmowanych honoru i godności nie zdejmą, choćby miały ich one
zranić, zabić, unicestwić!). Tworzą mity i opowieści, epatują
blaskiem sukcesu, szczęścia i dobrobytu, chcą koniecznie wydać
się lepsi, inteligentniejsi. Dlaczego?! Hmmm, trudne pytanie... Ze
strachu przed odrzuceniem, brakiem akceptacji, chłodem autokontroli
i perfekcjonizmu, deficytem odwagi cywilnej, dbaniem o pozór opinii
publicznej, niemożnością stałej i całkowitej kontroli
rzeczywistości. Siedząc skulona w kłębek na ławce, zaskoczona
nagła obecnością całkowicie obcego mężczyzny (zaraz, jaki
obcy; przecież krajan, z sąsiedniej wioski; może kiedyś już go
znałam, spotkałam?), piękna Pani Beredntowa nie
zdawała sobie sprawy, jak łatwo i szybko zostanie rozszyfrowana.
Jak w lustrze oglądał jej gorset usnuty z perfekcji i doskonałości,
zdobiony wyżyłowanym własnym poczuciem wartości, zapięty na
guziczki samotności i lęku przed odrzuceniem; zdobny kameą empatii
i nadwrażliwości w oprawie protestanckich konwenansów. Piękny,
zdobny, zabijający właścicielkę szybciej i skuteczniej niż
maleńki guzek na jednej z piersi. Rodowodu i genezy onko-pasażera
nosicielka bała się niebotycznie; nie zdawała sobie sprawy z tego,
że dużo dawniej i skuteczniej wyniszczają ją jej własne
kompleksy, strachy i duszo- widma...!
Jej
zrazu przymusowy, potem coraz bardziej przyjacielski rozmówca –
Komik w Kostiumie Niedźwiedzia – też „niejedno ma pod
paznokciami”. Pozornie nazbyt komunikatywny, zbyt głośny,
lekko natarczywy i męczący – szuka zupełnie czegoś innego. Całym tym sztafażem kryje rozczarowanie życiem, zniesmaczenie
karierą zawodową („ na roku byłem najlepszy z dramatu,
marzyłem o Ibsenie, Dostojewskim, a co mi zostało...? Niedźwiedź
w recepcji małego górskiego kurortu!”), brak akceptacji ze
strony żony i rozczarowanie synem. Chciałby po prostu jeszcze mieć
w życiu z kim porozmawiać, być wysłuchanym, zrozumianym,
zaakceptowanym, coś jeszcze dla kogoś znaczyć, coś przeżyć,
komuś ofiarować swoją radość i zachwyt; czy On naprawdę
prosi o zbyt wiele?! Wrócić, tak samo jak piękna Beredntowa, choć
na chwilę, dzień, tydzień na Główny Tor Życia; najlepiej z
Nią przy boku...!
Tylko ten jeden, jedyny maleńki drobiażdżek –
najpierw te dwa pogruchotane przez Życie, kompleksy, własne okowy i
uprzedzenia, muszą sobie uwierzyć, zaufać, oswoić się nawzajem,
odnaleźć radość z własnych słów, sądów, opinii. Nauczyć się
prawdy, szczerości i otwartości: nie tyle wobec siebie samych, ile
wobec świata i ludzi. Proste, prawda...? Otóż dla tej dwójki
życiowych rozbitków trudniejsze niż nauka prawdziwego głębokiego
oddechu Światem, Życiem, Miłością i Drugim Człowiekiem!
Tu
się mówi o emocjach, uczuciach, empatii, prawdzie...Tu się mówi
szczerze!
Ger
Thijs (68-letni holenderski aktor, reżyser i dramaturg)
znany jest w Polsce tylko z jednej ze swoich licznych sztuk -
„Pocałunku”. Od 12 maja 2013 roku (swej prapremiery na deskach
scenicznych warszawskiego Teatru Ateneum im. Stefana Jaracza)
powstały ledwie trzy jej inscenizacje*.
Dlaczego przy całym bogactwie, mądrości i wewnętrznym pięknie
tak rzadko sięga się po ten tekst? Bowiem jest na
dzisiejsze czasy unikalny, przy tym bardzo trudny. To nie jest tylko
o raku, onko-strachu, wyobcowaniu. Napisać o „Pocałunku”, iż
jest to sztuka terapeutyczna byłoby dalekim spłyceniem idei tego
tekstu – Autor wytoczył tutaj dużo cięższego kalibru
armaty! Oboje
spacerowicze toczą mini-bitwy
na słowa, emocje, uczucia, głębiny ludzkich dusz. To bynajmniej
nie jest proste, łatwe i tym bardziej bezpieczne dla ludzi tak
opancerzonych przed miłością, bliskością i empatią jak Oni!
Przenieść taki ładunek empatii przemieszanej z ekspresją,
podprawionych komizmem melanżowanym
przez
stopniowane napięcie, - hmmm... Dzisiaj już raczej „mało
kto tak tekst wodzić potrafi”
*
Na deskach warszawskiego Ateneum, przy całym minimalizmie i
umowności scenografii, z maksymalnym zaangażowaniem emocjonalno –
warsztatowym Marzeny Trybały oraz Krzysztofa Tyńca, Adam Sajnuk
stworzył spektakl cacuszko, teatralną perełkę. Mądry,
cenny, poruszający, pozostawiający w widzach ciepło, śmiech, łzy,
wzruszenie. Pytania, które zadają nie tyle aktorzy, ile ludzkość
na widowni – sama sobie, gdzieś w głębi duszy, w zakamarkach
serca. O to, dlaczego chcą z kimś być, dlaczego opuścić, czym
stłumili lub wręcz dogasili żar swoich związków, czego tak
naprawdę się boją i co ich przeraża, dlaczego przestali o tym ze
Swoją Drogą Połówką rozmawiać ( tak zwyczajnie, po ludzku,
najprościej
i najszczerzej...). Co i ile są w stanie poświęcić i zrobić, by
z kimś być. Wreszcie to najbardziej podstawowe: co to jest Miłość
i o co właściwie w tej Życiowej Delicji chodzi?
Dobrze, że
w tym zwariowanym, stechnicyzowanym, odczłowieczonym świecie są
jeszcze Młodzi – tacy jak Adam Sajnuk-, którzy chcą i umieją
pracować z tekstem, sensami, emocjami i podtekstami. Dla których
ważne jest tkanie wespół z aktorami scenicznych nici, wyzwalanie
ich potencjału, mozolny trud budowania struktury spektaklu od
pomysłu na rolę po radość budowania się postaci, ich
ucieleśniania. Którzy doceniają warsztat i doświadczenie
znamienitych Aktorów (niewątpliwie Marzena Trybała i Krzysztof
Tyniec takowymi są i chwała im za to!), których zapraszają do
współpracy. Pozwalając im grać, lśnić na scenie. Współtworzyć
chemię pomiędzy Sceną a Widownią, dzielić się nią...
Zdjęcia użyte w tekście autorstwa Magdaleny Hueckel, pochodzą z archiwum Teatru Ateneum im. Stefana Jaracza w Warszawie
POCAŁUNEK
Gera
Thijs,
tłum. Małgorzata Semil, reż. Adam Sajnuk, scenografia Katarzyna
Adamczyk; obsada Marzena Trybała (Ona), Krzysztof Tyniec (On), Teatr
Ateneum Scena
61,
premiera 12 maja 2013; Lubelski Salon Artystyczny, prezentacja 25
maja 2016. Licencja na wystawienie utworu została wydana przez
Stowarzyszenie Autorów ZAiKS. W spektaklu wykorzystano fragment
filmu „Moczary i Uroczyska” (Warszawa 2007); którego producentem
są Lasy Państwowe.
Projekt
graficzny plakatu M& M Stajewscy, zdjęcie Magda Hueckel