Tryptyk Piotrowo- teatralno- kielecki, odsłona pierwsza.
„(...),
możecie mi odebrać Obywatelstwo, lecz nie zabierzecie mi jednego.
Moją Ojczyzną jest mowa polska w rymy wierszy związana(...)!”
Marian Hemar.
Późna
kielecka noc, mroźna jak na koniec października. Trzy godziny temu
zabrałam się w najbardziej niecodzienną podróż
czasoprzestrzenną, jaką dane mi było przeżyć w moim teatralnym
życiu. Zaczęła się 17 września 1939 r. na kabaretowej scenie
scenie przed teatrem im. Stefana Żeromskiego w Kielcach. Potem był
realny socrealizm, kapcie „froterki” (Obowiązkowe!)
i dla kontry „Aleja
Zasłużonych i Zasłużonych Inaczej”.
Schody do loży, na które wchodziłam z niejakimi kłopotami (się
towarzyszce krytyczce zapomniało, że jak człowiek socjalistyczny
wchodzi na widownię, winien mieć obowiązkowo ważny bilet: mea
culpa, ale com panie bileterki i siebie na końcu ubawiła, to
moje!). Obowiązkowa głośna nauka śpiewania „Ukochany
kraj...”
(Ktoś wie, czyje były słowa? Czy ktoś w ogóle jeszcze pamięta,
że przez pewien czas to był hymn PRL-u...?!). Pani
Woźna Muzeum Dziejów
sztorcująca obywateli widzów: bo czemu nie śpiewa jak wszyscy,
czemu aspołeczni?
Wrzawa
ucichła, światło operowało tam gdzie winno, scenografia nagle
zdradziła po co to wszystko. Scena stałą się gigantycznym
radiowym odbiornikiem lampowym ze zwisającymi ze sztankietów
staromodnymi mikrofonami radiowymi (zwanymi przez radiowców
„sitkami”). Część widowni zawłaszczyły dwie platformy,
żywcem wycięte z kadrów Polskiej
Kroniki Filmowej.
Pierwsza wyższa będzie rzeczywiście plenarną, drugiej przypadnie
rola swoistej areny, słownego ringu... W takim układzie sceniczne
gigantyczne „radio lampowe” staje się cudownie jasną i
oczywistą aluzją do Londynu,
Monachium i Maison Jerzego Giedroycia.
Wszystko tutaj było po coś, dla czemuś, w jakimś celu. Spajało
całość nazwisko głównego bohatera, przyczyny rekomunizacji,
której Piotr Szczerski (jako autor scenariusza i reżyser) dokonał
na gmachu i publiczności kieleckiego Teatru im. Żeromskiego 17
września 2014 roku.
Hemar,
Marian Hemar.
Znamy wszyscy (często podświadomie) piosenki, wiersze, skecze
kabaretowe tego lwowiaka przeniesionego w świat warszawskiego
międzywojennego wodewilu. Często nucimy przeboje filmowe pisane w
złotej erze kina polskiego
Międzywojnia.
Zdajemy sobie jednak sprawę, jak ważny był jego głos dla Polaków
zza Żelaznej Kurtyny? Tego, który nie wrócił, bo nie pozwoliły
mu na to jego poglądy i zapatrywania na kraj, społeczeństwo,
politykę? Na zawsze pozostał Lwowiakiem bez obywatelstwa, kraju;
choć z Ojczyzną zaklętą w dźwięku mowy, rytmie wierszy,
brzmieniu czytanego tekstu lub pytaniu zabłąkanego turysty: „Panie,
pan Polak? Jak tu dojść do tego „Orła Białego”?”...
Hemar nie tylko tęskniący za Krajem, Przyjaciółmi, Językiem.
Wściekły na ustrój, wykorzystujący geniusz literacki do kąsania,
gryzienia, przypominania, ratowania od niepamięci prawdziwiej
polskości. Bo trzeba, winno się , nie wolno zapomnieć. Narody,
które pozwalają sobie o swej historii, zasnuwają bolesne karty
mgłą niepamięci, nikną, giną, odchodzą szybciej w niepamięć,
niż byśmy to mogli jakkolwiek sobie wyobrazić!
Nie mogłam spytać reżysera, upewnić się, czy dobrze odczytuję,
dekoduję, wnioski są trafne? Przecież między innymi z powodu
zagubienia się gdzieś po Drugiej Stroniem Piotra Szczerskiego
znalazłam się tu, teraz, na tej widowni. Pozostała mi intuicja,
ostrość i przenikliwość spojrzenia, wrodzony nieznośny
analityzm, czytanie znaków i przesłanek ukrytych w słowach,
gestach, podtekstach, zaufanie własnej wrażliwości. Akurat w
wypadku tego przedstawienia zbytnia ufność w swoje zmysły może
stać się zarówno wybawieniem, jak i zabójczą pułapką; nic tu
nie jest jasne, oczywiste i takie, jakby się pierwotnie wydawało!
Widziałam
„Hemara,
poetę przeklętego”
dokładnie trzynaście miesięcy i tydzień po premierze: magia nadal
trwa, siła słowa nadal „trzyma widza na smyczy emocji”! To nie
tylko zasługa pomysłów reżyserskich (nałożenie się na siebie
słów „Dzisiaj, jutro, kiedy indziej...”, dźwięku syreny
przeciwlotniczej, silnika przedwojennego zrekonstruowanego
automobilu, gradacji emocji publiczności podrasowanej chłodem
październikowego wieczoru; spróbujcie to sobie wyobrazić, naprawdę
warto!). Nie kwestia pięciu przestrzeni, czasu i scenografii
nadających rytm i tempo (Jerzy Sitarz wespół z Krzysztofem
Sowińskim stworzyli coś, co pamięta się, co żyje w widzu
naprawdę długo po wyjściu z widowni!). Po prostu porządna
zespołowa teatralna robota, potraktowanie widza jako równorzędnego
partnera w dialogu Historii i Teatru, edukowanie widzów poprzez
słowo, wrażliwość i emocje; zasię takie działanie teatralne to
Tygrysy kochają najbardziej na świecie! Wszystkie kawałki
sceniczno – dźwiękowo – ikonograficzno – testowej układanki
pasują tu idealnie, przylegają co do mikrona w swoich czasach,
momentach , przestrzeniach! W dobie „nowego modernistycznego
teatru” tak cyzelatorski, porywający i wciągający kawał roboty
reżysersko- scenicznej to już dzisiaj naprawdę rzadkość! Głównie
do obejrzenia na scenach mniejszych miast: tam jeszcze wciąż
hołubi, docenia i szanuje się widza, a podstawą każdego działania
teatralnego jest silny, zwarty, spoisty, zgrany Zespół Teatralny!
To jest główna siła, wartość i atut kieleckiej sceny im. Stefana
Żeromskiego. W każdej sekundzie „Hemara, poety przeklętego”
tworzą idealnie zgraną jedność, wszyscy są równie ważni i
potrzebni, tu nawet najmniejszy gest i mina mają tak samo ważkie
znaczenie co dziesięciominutowy „Koncert Armii Czerwonej”!
Wyobrażacie sobie większą frajdę niż bycie na widowni i
świadomość, że w pewien sposób widz współuczestniczy w tym
wszystkim, jest wręcz „zaganiany” (oczywiście z własnej
nieprzymuszonej woli! A spróbuj człowieku nie śpiewać, zapomnieć
wyłączyć ten burżuazyjno – kapitalistyczny wynalazek: bym była
nie ryzykowała...!) do zabawy konwencją, słowem, sytuacją na
równi z zespołem aktorskim...! Mogę uczynić tylko jedno:
pokłonić
się moim skromnym krytycznym piórem Całemu Zespołowi Aktorskiemu
i Muzycznemu; Kochani, dziękuję za całą tą frajdę!
Wiedziałam,
jadąc do Kielc, że zobaczę ważki, ważny i cenny dla mnie
spektakl – ale nie wiedziałam, że aż tak... Czasem warto dożyć
przerostu własnych oczekiwań nad marzeniami, oj warto...!
HEMAR,
POETA PRZEKLĘTY, scenariusz
i reżyseria Piotr Szczerski, scenografia Jerzy Sitarz, współpraca
Iwona Jamka Tomasz Smolarczyk, reżyseria światła Krzysztof Sendke,
aranżacje muzyczne szlagierów Hemara Łukasz Mazur, przygotowanie
wokalne Beata Wojciechowska, komisarz wystawy „Aleja Zasłużonych
i Zasłużonych Inaczej” Krzysztof Sowiński, asystent reżysera
Dawid Żłobiński; zespół No Name: Gerta Szymańska(perkusja),
Łukasz Mazur(instrumenty klawiszowe), Rafał Gęborek(trąbka),
Michał Braszak(bas); obsada: Dawid Żłobiński (duch Mariana
Hemara), Andrzej Plata (duch Wojciecha Bąka, poety zamęczonego w
PRL-u), Andrzej Cempura (duch uczestnika wojny 1920 roku, wcielony w
ducha Zbigniewa Herberta), Ewelina Gronowska (duch Wisławy
Szymborskiej), Adrian Wajda (duch Ryszarda Siwca wcielony w ducha
żywego Stanisława Barańczaka), Edward Janaszek (duchy
Gałczyńskiego, Broniewskiego, Tuwima), Wiktoria Kulaszewska Beata
Wojciechowska Mirosław Bieliński Wojciech Niemczyk (duchy trupy
teatralnej Hemara wcielające się m. in. w Powstańców
Warszawskich), Łukasz Pruchniewicz Artur Słaboń Edward Gola
Wiesław Jas Andrzej Siuda Wiesław Sobura (duchy sowieckich
sołdatów, ubeków, milicjantów, ormowców i śmieciarzy),
Krzysztof Grabowski Janusz Głogowski Teresa Bielińska (duchy Biura
Politycznego: Bieruta, Gomółki, Wasilewskiej – sekretnie!), Dagna
Dywicka Beata Pszeniczna Zuzanna Wierzbińska Marcin Brykczyński
(duchy zetempówek i zetempowca), Ewa Józefczyk (Babcia Klozetowa),
Piotr Szczerski (głos Czesława Miłosza); Teatr im. Stefana
Żeromskiego, premiera 17 września 2014; prezentacja 24 października
2015