Będąc młodą krytyczką czyli co do mediów się nie dostaje...
Ze słuchawkami na uszach, podsłuchując Trójkę, wpadam jak bomba na Hucisko... Mosteczek jest, Radunia dalej płynie (tym razem czasu na zwolnienie wybitnie brak...!); pędzimy dalej - Biblioteka Uniwersytecka, potem Nowe Miasto, jeszcze tylko przejście, zamieszanie Jarmarku Dominikańskiego, Bogusławskiego, CENTROMOR,... JEST!!! Najbardziej rozczulający widok świata - Olbrzymie Antracytowe Gmaszydliszcze z Otwieranym Dachem, jak mogę być szczęśliwa, wiem tylko ja sama! Szybciutko zwijam kabel olbrzymich Philli, odłączam walkmana, wyłączam telefon i po chwili z gremialnym "Cześć Anioły!" pod adresem wolontariuszek wpadam na górę! Zapominam w pierwszej chwili o
generalnej regule GTS (tu rządzi cegła klinkierowa, piaskowiec, marmur i brzoza - hiper naturalne rezonatory!):
" Nie tupiemy na schodach, nie łupiemy torbą, mówimy normalnie - tu jest teatr!"
"Jesteś! Przyjechałaś!" Magda -rzeczniczka GTS- i reszta Anielic tupie w moją stronę, a ja wiem jedno "ZNOWU W ARTYSTYCZNYM DOMU! Ciekawe, co czeka mnie w tym roku? Jakie to będzie?"
Kolo mnie przemyka Martyn Jacques, gdzieś dalej peroruje najbardziej przymilny i przesłodzony Krytyk z Wierzby, zwalista postać pewnego Świętojańskiego Redaktora montuje na statywie kamerę...
"Drodzy Państwo, proszę o ciszę, możemy zaczynać...?"
Spokojny głos Profesora Jerzego Limona ucisza na wszystkich jak makiem zasiał - koniec lenistwa, zaczyna się Festiwal...!
Najpierw trzech Gentlemanów Sceny czyli Jerzy Trela, Krzysztof Jasiński oraz Aleksander Fabisiak dali młodzi dziennikarskiej lekcję dziejów teatru powojennego - my , nieco starsi i bardziej doświadczeni, słuchaliśmy z prawdziwą frajdą...
Potem miało się zacząć... Zasadniczo Martyn Jacques, leader Tiger Lilies, jest facetem niebezpiecznym, bardzo niebezpiecznym... Dlaczemu? Dlatemu, że nigdy nie wiadomo co powie, jak się zachowa, czy to co pójdzie w eter będzie choć trochę cenzuralne... Skomasowany żywioł, oryginał po kraniec włosów zebranych w ogon pod klasycznym melonikiem, nawet obecna i siedząca obok manager i partnerka życiowa nie była w stanie na niego wpłynąć...!
Chwila, w której dyskusja o mainstreamie i prowincji polskiego teatru (upór i konsekwencja Piotra Wyszomirskiego kontra słodka oślizła poprawność za wszelką cenę Łukasza Drewniaka!) wkroczyła w decydującą fazę, a Martyn Jacques,( na bieżąco i na własne osobiste żądanie informowany poprzez przekład a vista owej!) zdecydował się wypowiedzieć -
PRZEJDZIE NA ZAWSZE DO DZIEJÓW POLSKIEGO TEATRU I DZIENNIKARSTWA KULTURALNEGO!!! To dopiero była jazda!!!!
Na szczęście wieczorem był tylko Jerzy Trela, Aleksander Fabisiak i zasadniczo Ryszard, który nie chciał przestać być...Hamletem
http://www.dziennikteatralny.pl/artykuly/dyptyku-krakowskiego-czesc-pierwsza-o-sile-zycia-i-niemocy-zapanowania-nad-tymze.html
i zaprawdę powiadam Wam, to była uczta...!
generalnej regule GTS (tu rządzi cegła klinkierowa, piaskowiec, marmur i brzoza - hiper naturalne rezonatory!):
" Nie tupiemy na schodach, nie łupiemy torbą, mówimy normalnie - tu jest teatr!"
"Jesteś! Przyjechałaś!" Magda -rzeczniczka GTS- i reszta Anielic tupie w moją stronę, a ja wiem jedno "ZNOWU W ARTYSTYCZNYM DOMU! Ciekawe, co czeka mnie w tym roku? Jakie to będzie?"
Kolo mnie przemyka Martyn Jacques, gdzieś dalej peroruje najbardziej przymilny i przesłodzony Krytyk z Wierzby, zwalista postać pewnego Świętojańskiego Redaktora montuje na statywie kamerę...
"Drodzy Państwo, proszę o ciszę, możemy zaczynać...?"
Spokojny głos Profesora Jerzego Limona ucisza na wszystkich jak makiem zasiał - koniec lenistwa, zaczyna się Festiwal...!
Najpierw trzech Gentlemanów Sceny czyli Jerzy Trela, Krzysztof Jasiński oraz Aleksander Fabisiak dali młodzi dziennikarskiej lekcję dziejów teatru powojennego - my , nieco starsi i bardziej doświadczeni, słuchaliśmy z prawdziwą frajdą...
Potem miało się zacząć... Zasadniczo Martyn Jacques, leader Tiger Lilies, jest facetem niebezpiecznym, bardzo niebezpiecznym... Dlaczemu? Dlatemu, że nigdy nie wiadomo co powie, jak się zachowa, czy to co pójdzie w eter będzie choć trochę cenzuralne... Skomasowany żywioł, oryginał po kraniec włosów zebranych w ogon pod klasycznym melonikiem, nawet obecna i siedząca obok manager i partnerka życiowa nie była w stanie na niego wpłynąć...!
Chwila, w której dyskusja o mainstreamie i prowincji polskiego teatru (upór i konsekwencja Piotra Wyszomirskiego kontra słodka oślizła poprawność za wszelką cenę Łukasza Drewniaka!) wkroczyła w decydującą fazę, a Martyn Jacques,( na bieżąco i na własne osobiste żądanie informowany poprzez przekład a vista owej!) zdecydował się wypowiedzieć -
PRZEJDZIE NA ZAWSZE DO DZIEJÓW POLSKIEGO TEATRU I DZIENNIKARSTWA KULTURALNEGO!!! To dopiero była jazda!!!!
Na szczęście wieczorem był tylko Jerzy Trela, Aleksander Fabisiak i zasadniczo Ryszard, który nie chciał przestać być...Hamletem
http://www.dziennikteatralny.pl/artykuly/dyptyku-krakowskiego-czesc-pierwsza-o-sile-zycia-i-niemocy-zapanowania-nad-tymze.html
i zaprawdę powiadam Wam, to była uczta...!